Refleksyjnie
Bar

Któż z nas nie pamięta „Misia”, gdzie brzęczały aluminiowe sztućce przykręcone do stołów, a „uprzejma inaczej” obsługa serwowała dania prosto z garnka. Dziś po starych barach pozostało sentymentalne wspomnienie, czasem nazwa.

Wiem, wiem. Dla części mieszkańców naszego kraju wizyta w barze to „obciach”. Musi przecież być ekskluzywnie, czasem nawet drogo, musi być atmosfera. Tymczasem bary również mają właściwą sobie „atmosferę”. Różna klientela, prosty wystrój, czasem tłok, specyficzne podawane potrawy. Mimo to bary mają swoich gorących zwolenników. Jedni przychodzą tu z wyboru, inni z przymusu. Jedzenie jest smaczne i tanie, między innymi dlatego, że działalność barów dotuje państwo. Tymczasem goście z Zachodu z wielkim zdziwieniem obserwują, jak za kilka euro zjeść można pyszne pierogi o smaku, którego próżno szukać w przypadku żywności foliowanej, tak popularnej w supermarketach.

Czy bary mogą być trendy? Z pewnością. Mimo wielu minusów, mają swoje niezbywalne atuty. Jest to przede wszystkim naturalny smak potraw. Wszystko przygotowywane na miejscu, niemal żadnej „sztucznizny”. Biorąc pod uwagę modę na zdrową żywność, bary mają przed sobą przyszłość. Wybór potraw jest czasem bardzo imponujący – czasem nawet pięćdziesiąt różnych dań. Samych naleśników jest czasem na dziesięć sposobów.

Aby bary mogły konkurować, nawet o tych bardziej wymagających klientów, muszą przejść małą metamorfozę. Dotyczy to zwłaszcza wystroju wnętrz. Kluczem jest tutaj umiejętność połączenia prostoty, funkcjonalności i dobrego smaku.

W barze spotkać można różnych ludzi. To również jest bogactwo. Są studenci, osoby starsze, turyści. Są również osoby korzystające z opieki społecznej. Dokładnie sumują ceny potraw i przeliczają je na wartość bonów. Czy spotkanie z człowiekiem w barze może czegoś nauczyć?

Jeden z barów w małym miasteczku na południu Polski. Zamawiam zupę i drugie danie dla dwóch osób, płacę nieco ponad dwadzieścia złotych. Bar jest niewielki, więc słychać niemal wszystkie rozmowy, zresztą klientów też niezbyt wielu. Po chwili wchodzi starszy mężczyzna i pyta: „Czy rozdaje pani jeszcze jedzenie dla biedaków?” Sprzedawczyni u której uśmiech chyba zawsze gości na twarzy uprzejmie odpowiada: „Tak, mam pana na mojej liście”. Ileż potrzeba pokory, aby przy wszystkich przyznać się do biedy, zwłaszcza tej niezawinionej. Mężczyzna po chwili otrzymuje zupę… a na drugie schabowy.

 

Artur Artmann

12.07.2008.


Autor: naturalnie