Po wszelkich galeriach, festiwalach, przeglądach, demonstracjach sztuki chodzę coraz bardziej znużona, bo jak we wszystkim w naszej dobie panuje nadmiar i - tutaj także, panują trendy, (jak wśród kreatorów mody) dyktowane przez marszandów, kuratorów mecenasów sztuki. Umawiają się na dany sezon właśnie tak, jak projektanci ubiorów na kolor i krój sukni oraz gamę dodatków, na to kogo i w jakim nurcie będzie się lansowało… No i gonią za tym ci, którzy nie pozbawieni bywają talentu, ale brak im uporu i konsekwencji w obstawaniu przy swojej wizji. Brak im nie tyle kreatywności, co własnego, niezależnego myślenia, odwagi w obronie działań poza wytyczonymi, rozpowszechnionymi formami. Zatracają wyraz i siłę swoich działań, na rzecz komercji. Odzierają się z istotnego w sztuce indywidualizmu, na rzecz w tego, co właśnie powszechne. A sztuka musi tchnąć niezakłamanym duchem, osobowością artysty, nawet gdy z wyboru staje się kopistą