Dla filozofów
Dramat Dobra w perspektywie ludzkiej skończoności w filozofii ks. Józefa Tischnera(II)

Co jest przyczyną dramatu wzajemności? Jedną z nich jest dramat dobrej woli. „W świecie, w którym człowiek żyje, jego pragnienia i dążenia moralne często nie znajdują zrozumienia. Świat nie chce takich pragnień uwzględnić, często sądzi po niezamierzonych owocach. Tymczasem owoce nie są zazwyczaj zawinione. Jakby jakaś ślepa, obca i złośliwa siła wkraczała od czasu do czasu w ludzkie życie i odwracała na opak przyrodzoną dobrą wolę człowieka. (…) Stąd rodzą się niekiedy w ludziach dramatyczne pytania: czy warto czynić dobro, jeśli dobro to owocuje złem?” Kierujemy się zatem dobrą wolą, a jakiś złośliwy demon wypacza to dobro. Szukamy także kompromisu między wymogami dobra a koniecznościami życia. W tym kontekście często ks. Tischner przytaczał słowa św. Pawła: „Dobra, którego chcę, nie czynię, a czynię zło, którego nie chcę” .
Kolejną przyczyną jest dramatyczne napięcie przebiegające między relacją do innego i siebie samego. Czy na każde pukanie do drzwi należy te drzwi otworzyć? „Co wiem o sobie ja – odpowiadający? Wiem jedno: dając odpowiedź, czyli spełniając prośbę pytającego, wiem już, co to znaczy być dobrym. Wiem z bezpośredniego doświadczenia. (…) Wiem, co to znaczy być dobrym tu i teraz. Daję to, o co mnie proszą. To dobrze. Ale daję, by już sobie poszli i przestali prosić. Tylko tyle daję. Nie więcej. Resztę mam dla siebie. To źle. Odpowiadam i tym sposobem dowodzę, że jestem odpowiedzialny. Lecz chciałbym już zakończyć moją odpowiedzialność, oddalić się i nie wrócić. Ocalam innego. Ale i siebie ocalam przed innym. Oddaję słowo, aby zatrzymać siebie. Zatrzymuję siebie, oddając słowo. Być dobrym znaczy zarazem: nie być dobrym, być złym. Zawsze jest się w granicach skończoności. Odpowiedź i pytanie to także dwa wyrazy ludzkiej skończoności – jak łzy, które płyną z oczu, mącąc widzenie świata” .
Dramatyczność dobra związana jest także z przemijalnością czasu, jego jednorazowością, nieodwracalnością, z możliwością nie rozpoznania kairos. „[M]yślenie etyczne musi dobrze rozumieć „znaki czasu”; musi mieć dobrą wolę rozumienia tych znaków. Grozi nam bowiem, że zapatrzeni w gotowe systemy etyczne i skupieni na dowodzeniu, że ich „normy są wciąż aktualne”, pozostawimy bez żadnej repliki etycznej wezwania ludzi, którzy dziś walczą wśród nas o ludzką twarz” . Czyniąc jakieś dobro możemy zatem nie rozpoznać tego dobra, które należy czynić tu i teraz.
Wreszcie przyczyną dramatu jest nie rozpoznanie istotnej nadziei, zarówno własnej, jak i innego. „Zawsze jest tak, że albo ja proponuję drugiemu jakąś wartość do realizacji i mam nadzieję, że drugi podejmie moją propozycję, albo drugi proponuje mi coś podobnego, żywiąc wobec mnie podobną nadzieję. Skala wartości, jakich doświadczam w związku z drugim człowiekiem, rzeźbi skalę mojej nadziei, z którą zbliżam się ku niemu” . Spośród wszystkich nadziei najważniejsza jest jednak nadzieja istotna. „Nadzieja istotna to ta nadzieja, poprzez którą osoba ludzka zwraca się w stronę najbardziej sobie bliskich wartości, aby je odnaleźć lub zrealizować w świecie, w drugim, w sobie. Jest to zarazem ta nadzieja, którą osoba najskuteczniej broni siebie przed upadkiem w rozpacz. Poprzez nadzieję istotną wyraża się to, co w osobie jest najbardziej osobowe” . Rozpoznanie nadziei istotnej nie jest jednak proste. „Nie zawsze człowiek potrafi odkryć zawczasu, co jest jego wartością istotną i co jest jego istotną nadzieją. Jest to najczęściej „nadzieja wędrująca”. (…) Wędrówki nadziei istotnej powodują kryzysy porozumień z drugim.” .
Dramat dobra jest także dramatem relacji człowieka do Boga. Ludzki dramat nie jest możliwy bez Boga, którego obecność stanowi funda¬mentalny punkt odniesienia dramatu. Już samo pytanie o Boga jest według Tischnera pytaniem dramatycznym: „Czy Bóg jest? Gdzie Bóg jest? Skąd przychodzi Bóg do człowieka? W jaki sposób czło¬wiek może odnaleźć swego Boga?” Obecność Boga to jednak nie tylko fundamentalny punkt odniesienia dramatu, ale jego istota: „Wśród rozmaitych opinii i przypuszczeń jedno jest szczególnie godne uwagi: istnieje właściwie tylko jeden dramat osoby – dramat człowieka z Bogiem. Każdy inny dramat i wątek dramatyczny jest jedynie fragmentem tego dramatu” .
Relacja człowiek z Bogiem jest relacją człowieka do Boga i Boga do człowieka. Dlatego dramat ma tu dwa wymiary. Od strony człowieka przedstawia go ks. Tischner jako dramat Hioba. „Hiob ma świadomość, że stał się inny. Przede wszystkim stał się inny dla ludzi, szczególnie dla daw¬nych przyjaciół. W pewnym sensie stał się również inny dla Boga. Ale być innym dla ludzi i dla Boga znaczy, że także ludzie i Bóg stali się inni dla Hioba. (…) Hiob nie rozumie swej sytuacji. Nara¬stająca ze wszystkich stron wokół Hioba świadomość inności spra¬wia, że zamyka się on w sobie i w zamknięciu potwierdza swe »bycie-dla-siebie«. Hiob osiąga poziom istnienia »bez złudzeń« – po¬ziom »monady bez okien«” . Gdyby jednak Hiob był monadą bez okien, żadna relacja nie byłaby możliwa. Człowiek, w tym wypadku Hiob, nie jest jednak monadą bez okien, lecz monadą z zatrzaśniętymi oknami. „Ból Hioba polega na sprzecz¬ności: ten, kogo nie ma – absolutnie Inny – wciąż jest. Nie ma go nigdzie w przestrzeni na zewnątrz Hioba, ale jest w jego wnętrzu. Hiob nosi Innego w sobie. Nosi go jako swoje istotne cierpienie. U dna bólu ciała, pod powloką utkaną z ran, u źródeł nieszczęść, ja¬kie go spotkały, rozpościera się On – ten, który jest tak Inny, jak inne są ludzkie bóle i cierpienia. (…) Inny wtargnął do wnętrza monady i zatrzasnął jej okna. Monada jest nie tyle »bez okien«, ile »z zatrzaśniętymi oknami«” . Bóg (Inny) jest za¬tem obecny i jednocześnie nieobecny. Tischner dodaje zdanie, które w moim przekonaniu jest jednym z bardziej dramatycznych zdań wyrażających relację człowieka do Boga: „Inny jest bólem, który nie pozwala mieć siebie. Nie można żyć bez Innego, ale z Innym też żyć nie można” . Oto sytuacja człowieka wobec Boga. By wejść w relację z Bogiem (Innym), trzeba być sobą (od-osobnienie). Jednocześnie jednak to odosobnienie jest cierpieniem (nie można żyć bez Innego). Ślad Innego w skończoności jest wa¬runkiem relacji z Innym. Kondycja człowieka, który spotyka Boga, jest kondycją człowieka cierpiącego.
[„Hiob trägt den Anderen in sich. Er trägt ihn in sich als sein wesentliches Leid. Auf dem Grund des körperlichen Schmerzes, unter einer Schicht, die aus Wunden gewebt ist, am Ursprung des Unglücks, das ihn ereilte, erstreckt sich Er – derjenige, der so sehr anders ist, wie menschliche Wunden und Leiden anders sind. (…) Der Andere ist 'anders’, und doch ist er in ihm, in Hiob. Er ist sein ureigenstes Unglück, sein persönlicher Fluch. Der Andere ist ins Innere der Monade vorgedrungen und hat ihre Fenster zugeschlagen. Die Monade ist gar nicht so sehr 'fensterlos’, vielmehr sind 'ihre Fenster zugeschlagen’. Der Andere ist der Schmerz, der es nicht erlaubt, sich selbst zu besitzen. Es ist unmöglich, mit dem Anderen zu leben, aber unmöglich ist es auch, ohne den Anderen zu leben.”]
Dramatu doświadcza także Bóg. Słowo stając się ciałem weszło w sam rdzeń ludzkich sytuacji granicznych. Narodzinom Jezusa towarzyszyło mordowanie niewinnych dzieci. Tischner dostrzegł cały dramatyzm sytuacji. „Możemy sobie łatwo wyobrazić zrozpaczoną matkę, która po stracie dziecka oskarża nie tylko Heroda, lecz także… Jezusa: „Po co się urodziłeś? Dlaczego prowokowałeś zbrodniarza?” Dla Tischnera nie było istotne czy takie oskarżenia w ogóle padły. Wystarczyło, że były możliwe. Jaką świadomość miał Jezus, któremu opowiedziano to wydarzenie? „Nie wiemy, jakie etapy przechodziło w duszy Jezusa Jego ludzkie poczucie winy. Wiemy jednak, że nie było Mu ono całkiem obce. Nad Jordanem powiedziano mu: jesteś Barankiem Bożym, jesteś żywym nosicielem ludzkich win. Będzie się o Nim powtarzać: „Winy całego świata nosił”. (…) Jezus ukazuje się nam jako święty i obwiniony zarazem. Z sytuacji granicznej, w której trzeba człowiekowi przyjąć winę lub winę odrzucić, Jezus wyjdzie z poczuciem najgłębszej świętości i najgłębszego obwinienia”. Tischner w swej interpretacji posuwa się odważnie daleko. To nie matki, które potraciły swe dzieci są winne. To nie one są winne tego, że żyjemy w świecie, w którym możliwa jest rozpacz matek. To nie Bóg umiera najpierw dla i za człowieka, lecz człowiek dla i za Boga. Bóg rodzi się w świecie śmierci. „Jego życie (…) stanowi własność niewinnie pomordowanych i wszystkich im podobnych” . I w innym miejscu pisał: „Wcielenie Słowa dokonane na takim świecie, na jakim wszyscy żyjemy, musiało z wielu względów zakończyć się tragedią. Znów logika będzie nieubłagana. Skoro Bóg jest miłością, skoro Syn jest w Ojcu, a Ojciec w Synu, skoro rozpacz człowieka stawia Boga w stan oskarżenia, trzeba Synowi podzielić los zrozpaczonych aż do końca. Oskarżenia zrozpaczonych wtedy tylko mogą stracić swą pierwotną siłę, gdy rozpaczający posłyszą głos z krzyża: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”

 

Prof. dr hab. TADEUSZ GADACZ

*
II część tekstu wykładu, który został przez wygłoszony przez Autora podczas I Międzynarodowego Kongresu Tischnerowskiego „Dobro i prawda” w Krakowie w dniu 25 października 2011 roku.


Autor: naturalnie