Dla elit
Pułapki życia

Po pierwszej części byłam nieco znużona, nieco rozbawiona, nieco zaskoczona.
Po drugiej – czułam ciarki na plecach i – nie miałam wątpliwości, że dane mi było w operze przeżyć wreszcie coś naprawdę wyjątkowego, wejść w nowe, łamiące tradycyjne traktowanie opery przestrzenie.
Nic z zaduchu rekwizytów, nic realizatorskiej nabożnej adoracji operowej materii, nic z pozostawienia mnie z poczuciem, że zapadła kurtyna i „widowisko” się skończyło.
Jakby nie było piszę swoje refleksje nie zaraz po wcale nie premierowym spektaklu (co też jest nie bez znaczenia), ale po upływie iluś dni znaczonych w moich odczuciach i rozważaniach plamami trzech barw: kobaltu, czerwieni oraz opalizującego szmaragdu, wspomnieniem lektur i filmów wprowadzających mnie niegdyś w opis dramatycznych między bliskimi sobie ludzi napięć, choćby ibsenowskiej „Nory” czy bergmanowskich „Szeptów i krzyków”…

Mariusz Treliński to twórca o niebanalnej wrażliwości, niepokojącej wyobraźni, literacko-filmowo-muzycznym obyciu, do tego z dozą potrzebnego twórcy szaleństwa a nade wszystko siły i odwagi, by zdominować widza swoimi wizjami.
Pamiętam wielkie podniecenie, poruszenie obecnych na Festiwalu Filmów Fabularnych w 1995 roku w Gdyni, gdy pokazał tam obraz „Łagodna” (nagrodzony przez dziennikarzy), jakie dyskusje toczyły się , gdy Teatr Telewizji wyemitował spektakl „Adrianne Lecouvreur” wg Augustina E. Scribe’a i Ernesta Legouvé’a (1997) i jak zachłyśnięto się nim, gdy na tej samej co teraz scenie Teatru Wielkiego-Opery Narodowej wyreżyserował „Andrea Chénier” i „La Boheme”. To był czas nagród, ale też „przyzwyczajenia”, oswojenia się widza z artystycznym temperamentem Mariusza Trelińskiego.
Potem trochę nas, a może siebie w kolejnych realizacjach uśpił.
No i teraz dostało się nam po głowie !
Zestawienie jednoaktówek: „Jolanta” Piotra Czajkowskiego i „Zamek Sinobrodego” Béli Bartóka jest mocnym przebudzeniem. Jest wywarzeniem drzwi do tych jednoaktówek i wywarzeniem – jak wspomniałam – ich w ogóle na naszym gruncie w myśleniu o inscenizacji opery, wprowadzeniem jej, osadzeniem w realiach świata tu i teraz, totalnie medialnego. Świata w obrazach mediów splątanego do tego stopnia, że dla wielu granica między organizmem żywym i przetworzeniem medialnym mocno się zaciera. A przecież z natury, z istoty samej bycia ludźmi uwikłani jesteśmy w to właśnie, co sami sobie wzajemnie gotujemy, jakie pułapki na siebie zastawiamy, często w imię uczuć popychających nas do myślenia o drugiej osobie przedmiotowo, na zasadzie własności, gdyż obdarzonej …
n a s z ą miłością.
Nic w tym nowego pod słońcem, by wers biblijny przywołać: ejn chadasz tachat szemesz (fonetyczna wersja zwrotu hebrajskiego). Tylko kostium historyczny się zmienia, tylko scenografia świata się przeobraża. Zmienia się również epokowo estetyka bycia, we wszystkich wymiarach.

„Jolanta” Czajkowskiego w libretcie wychodzi z tragedii wrodzonego ociemnienia bohaterki opery. Tragedii w zamyśle jej ojca łagodzonej odseparowaniem od realnego rytmu życia, wyizolowania z niego ukochanej córki, budowania w niej przekonania, że tak po prostu jest.
Jolanta spędza czas w domku wybudowanym w niedostępnych górskich lasach, gdzie tylko jelenie i łanie hasają swobodnie (do czasu ustrzelenia któregoś zwierzęcia przez myśliwego, którym jest też ojciec dziewczyny, Król René).
Zatrudniona tu służba pod groźbą kary śmierci nie może żadnym słowem, żadnym znakiem wzbudzić wątpliwości Jolanty co do innego, niż stworzonego dla niej stanu rzeczy. Dorasta w oczekiwaniu na zamążpójście z księciem Robertem, któremu już w dzieciństwie została przyobiecana.
Traf chce, że tenże książę, wraz z przyjacielem Vaudemontem zaznając w górach narciarskich rozkoszy, błąkając się po lesie natrafia na intrygujące miejsce: sterylny domek z tajemniczym światłem lampy, z szeregiem poroży na ścianie pokoju Jolanty, no i z ujmującym sposobem bycia oraz urodą lokatorki tego miejsca. Vaudemontowi drgnęło serce. Robert bez świadomości, iż dotarł pod drzwi narzeczonej, odczuwa lęk, oddala się. Vaudemont nie chce odejść bez jednej ze zdobiącego pokój pięknego bukietu białych, z kilkoma czerwonymi, róż. Prosi Jolantę o różę czerwoną. Dostaje białą, również po ponowieniu prośby. Orientuje się, że dziewczyna, która tak mocno go poruszyła nie widzi. Sprowadza lekarza. Ojciec grozi Vaudemontowi śmiercią jeśli leczenie nie przywróci Jolancie wzroku. Lekarz nie daje takiej nadziei …
Ale miłość jest siłą, chęcią walki. Jolanta odzyskuje wzrok. Ojciec zgadza się na jej ślub z Vaudemontem, ślub Jolanty „oślepionej” – tym razem jasnością światła, wizerunkiem otaczających ją osób.
Tak oto wybrzmiewa baśniowa historia opery Czajkowskiego, z liryczną muzyka, z „regularnymi” ariami.

„Zamek Sinobrodego”- stanowi zgoła odwrotną opowieść. Tu wszystko jest niczym nożem cięte. Po wprowadzeniu głosem Jana Frycza, wypowiadającego w mroku teatralnej sali słowa prologu:
„Dawno temu…
Kiedy …? Gdzie …?
Tutaj … ? Tam … ?
Przed wami … czy w was …?
[…]”, zawieszane, jak to w horrorze, od suspensu do suspensu, od wejścia Judyty – z miłości do Sinobrodego pozostawiającej ciepło rodzinnego domu – do jego mrocznego zamku, przez otwieranie kolejnych siedmiu drzwi… Odkrywanie skrywanych w poszczególnych pokojach tragicznych tajemnic.
Judyta idzie przez komnaty z piętnem wyboru, czy wręcz przeznaczenia, z piętnem śmieci, czy w krąg śmierci już od wejścia wpisana ?
Sporo tu filmowych choćby z Hitchcocka cytatów, scen w których bohaterka (pokój z białymi niczym w szpitalu dla obłąkanych kafelkami), przypomina rozdartą psychicznie Marilyn Monroe…¹

Wypowiadane przez Jana Frycza słowa ważą w nas pytanie, czy my sami jesteśmy tylko obserwatorami zdarzenia, czy równie uwikłani, a tu poddani swoistej psychoanalizie ?

Obie opery posługują się tym samym zamysłem filmowego czarno-białego obrazu, w obu pojawiają te same sygnały-kody, jak światło lampy czy punktowe światło latarki, jak poroża ustrzelonej zwierzyny, jak czerwień róż i czerwień krwi. W pierwszej, gdy kapie krew złowionej sarny, w drugiej na ofiarowanych Judycie diamentach. Wreszcie ten mocny kolor – sukni kobaltowej, gdy Jolanta (ubierana dotąd w białe koszule, a w finale w białej sukni ślubnej występująca) odzyskuje wzrok, i wytwornej sukni szmaragdowej, gdy zakochana Judyta pojawia się zamku Sinobrodego. No i prawa dłoń w czarnej skórzanej rękawicy (proteza, czy tylko, albo wręcz – symbol mocnej, bezwzględnej ręki ?), w pierwszej części Króla René, w drugiej – eleganckiego Sinobrodego.

Dlaczego pierwsza część mnie nieco znużyła, nieco rozbawiła i zaskoczyła ? – Bo mimo znajomości języka rosyjskiego, musiałam wczytywać się w wyświetlane nad sceną tłumaczenia tekstów arii – chwilami, zwłaszcza w wykonaniu Tatiany Monogarovej nieczytelnych. Bo widok Roberta i Vaudemonta w przyciasnych strojach narciarskich był jednak komiczny. Bo, po wybrzmieniu „Jolanty” wezbrała burza oklasków, a ja zastanawiałam się – o co tu chodzi ?, po co – mimo wszystko – sięgać dzisiaj do „Jolanty” Czajkowskiego ?
Druga część okazała się klamrą. Wyśmienity duet: Gidon Saks – Nadja Michael zatarł wrażenia wokalne pierwszej części. Dynamika obrazu (ciemna czeluść zamku z odsłonami jego niepokojących wnętrz), skontrastowała monotonny ogląd obrotowego pokoju Jolanty.
Także muzyka Beli Bartóka skontrastowała zdecydowanie liryczność Czajkowskiego.
Przy czym w obu utworach mistrzowsko orkiestrę poprowadził znany mi już z poznańskiej premiery, także w nowatorskiej, medialnej formie opery „Slow Man”² – Bassem Akiki.

”W finale opery Czajkowskiego – mówi Mariusz Treliński w wywiadzie pomieszczonym w ciekawie, z analizą historyczną utworów, z legendą Sinobrodego, zredagowanym programie tego spektaklu operowego – Jolanta/Judyta wydobywa się z tej relacji (z silnym, nadopiekuńczym ojcem – GB), porzuca ją dla „normalnego życia”, dla zrównoważonego związku z Vaudemontem. Ale po wielu, wielu latach wraca do podobnej relacji. Jolanta/Judyta przychodzi do Sinobrodego, żeby w jego zamkniętych pokojach znaleźć prawdę o sobie”. ³

Cóż – największą pułapką życia zdaje się być miłość. Obezwładnia nas, niweluje instynkt samozachowawczy, budzi wyobrażenia czegoś nadludzko jak świat światem nierealnego, obietnicę cudownego eliksiru, bezgranicznego niemal szczęścia.
Tytuł rozmowy z Mariusz Trelińskim brzmi „Zawsze ciemność”.
No właśnie. Miłość to czeluść ?
A jednak tak bardzo wszyscy chcemy by kochani .

Grażyna Banaszkiewicz

(fot. Krzysztof Bieliński/Teatr Wielki – Opera Narodowa)

¹Omawianej premierze w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej towarzyszy pierwsze polskie wydanie książki pod redakcją Griseldy Pollock i Victorii Anderson „DZIEDZICTWO SINOBRODEGO, Śmierć i tajemnice, Od Bartóka do Hitchcocka”.
²„Slow Man” – Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu, premiera 5 lipca 2012 r., muzyka – Nicholas Lens, libretto – John Maxwell Coetzee (Noblista otrzymywał wówczas Doctorat Honoris Causa UAM), reżyseria – Maja Kleczewska.
³15 stycznia 2015 roku przewidywana jest premiera tego spektaklu w nowojorskiej Metropolitan Opera.

JOLANTA | ZAMEK SINOBRODEGO
Piotr Czajkowski | Béla Bartók
Premiera: 13/12/2013
Jolanta
Opera liryczna w jednym akcie
Libretto: Modest Czajkowski według Henrika Hertza
Prapremiera: Petersburg, Teatr Maryjski, 18/12/1892
Premiera polska: Warszawa, Teatr Wielki, 17/05/1896
Oryginalna rosyjska wersja językowa z polskimi i angielskimi napisami

obsada:
Król René – Alexei Tanovitski
Robert – Mikołaj Zalasiński
Vaudemont – Sergei Skorokhodov
Ibn-Hakia – Edem Umerov
Alméric – Mateusz Zajdel
Bertrand – Jacek Janiszewski
Jolanta – Tatiana Monogarova
Marta – Anna Borucka
Brigitta – Maria Stasiak
Laura – Irina Zhytynska
Myśliwy – Tomasz Nerkowski

Dyrygent: Valery Gergiev, Bassem Akiki*
Reżyseria: Mariusz Treliński
Scenografia: Boris Kudlička
Kostiumy: Marek Adamski
Choreografia: Tomasz Wygoda
Przygotowanie chóru: Bogdan Gola
Dramaturg: Piotr Gruszczyński
Reżyseria świateł: Marc Heinz
Projekcje wideo: Bartek Macias
Projekty charakteryzacji i fryzur: Waldemar Pokromski

Soliści, Chór i Orkiestra Teatru Wielkiego – Opery Narodowej
oraz w roli Myśliwego – Tomasz Nerkowski

Zamek Sinobrodego
Opera w jednym akcie
Libretto: Béla Balázs
Prapremiera: Budapeszt, Magyar Királyi Operaház, 24/05/1918
Premiera polska: Warszawa, Państwowa Opera, 16/02/1963
Oryginalna węgierska wersja językowa z polskimi i angielskimi napisami

obsada:

Judyta – Nadja Michael
Sinobrody – Gidon Saks
Głos – Jan Frycz

Dyrygent: Valery Gergiev, Bassem Akiki*
Reżyseria: Mariusz Treliński
Scenografia: Boris Kudlička
Kostiumy: Marek Adamski
Choreografia: Tomasz Wygoda
Dramaturg: Piotr Gruszczyński
Reżyseria świateł: Marc Heinz
Projekcje wideo: Bartek Macias
Efekty dźwiękowe: Piotr Domiński
Projekty charakteryzacji i fryzur: Waldemar Pokromski

Soliści i Orkiestra Teatru Wielkiego – Opery Narodowej
oraz Justyna Białowąs* Agata Bieńkowska* Mirella Gołębniak, Katarzyna Hołtra,
Ewa Jakubowicz* Anna Janik* Katarzyna Sikora* Katarzyna Waligóra
jako Żony Sinobrodego

Koprodukcja: Metropolitan Opera, Nowy Jork

* dotyczy spektaklu z 17/12/2013


Autor: naturalnie