Dla elit
Nie mogło ich być czterdziestu!

To była niezwykle ciekawa konferencja prasowa.
Niby nic nadzwyczajnego – oczywista relacja kuratorów o tym, co ma się wydarzyć, dlaczego przygotowują swoją wystawę i dlaczego oprawą tejże będzie gościnny koncert muzyków z Holandii… Tylko, że ta konferencja była perfekcyjnie przygotowana merytorycznie. Słowu sprawnie, z dużą kulturą podawanemu, towarzyszyła wizualizacja i audioodsłuchy. W rzeczywistości, był to dla nas dziennikarzy – w wielu kwestiach dyletantów (ktoś kiedyś powiedział, że naukowiec to ten, kto wszechstronnie zgłębia określoną dziedzinę, zaś dziennikarz to najczęściej wszechstronny dyletant…) – krótki, ale i treściwy wykład dotyczący kultury muzycznej Jasnej Góry i Poznania w XVIII wieku, wykład wprowadzający nas w wystawę przygotowaną w starym gmachu Muzeum Narodowego „W służbie sacrum…”.

Kuratorzy dr Alina Mądry i Patryk Frankowski uświadomili nam w jednej chwili, że w elektroniczno-multimedialnej epoce żyjemy w obszarze różnych mimowolnych przekłamań.
Bo oto jesteśmy na koncercie czterdziestoosobowej orkiestry (lub odsłuchujemy nagranego pliku) i ona – na przykład – odtwarza nam Józefa Zeidlera „Offertorium Omni die na alt solo, dwoje skrzypiec, obój i organy”. I wszystko brzmi potężnie, płynnie, anielsko czysto.
No tak, tylko że tak właśnie nie było !
Tamte dawne zespoły, orkiestry grały w kościołach, które przecież nie mogły mieścić tylu muzyków, nie byłoby dla nich miejsca przy prospekcie organowym. Tamte grupy muzyczne składały się – według zachowanych rycin, zapisów, inwentarzy – z dwunastu do maksimum piętnastu osób. A tamte instrumenty? – Nic, jak mówi dr Alina Mądry z swobody improwizacji, nic – jak demonstrował to Patryk Frankowski – z „lekkości” dęcia w trąbkę. Inna budowa instrumentów, inny sposób ich traktowania. Czasami z nagłą bolesnością dla naszych zmysłów, gdy tchu nagle trębaczowi nie starczało…

Oboje kuratorzy wyznają, że inspiracją dla ich badań stała się pewnego rodzaju moda na prezentację muzyki barokowej. Przypominają, o czym wspomniałam przed chwilą, że w XVIII wieku w Polsce rodzime życie muzyczne koncentrowało się w kościołach, a dotowane było, głownie, przez zamożnych patrycjuszy.
W kapelach klasztornych, jak i parafialnych nie tylko zatrudniano muzyków, dbano również o ich edukację, kupowano instrumenty i zapewniano godziwe życie. Dowodem na to jest przyjęty przez władze Poznania w XVIII wieku  Statut Bractwa Muzycznego przy Kościele św. Marii Magdaleny. Ujęte w nim zostały nie tylko obowiązki dwunastu muzyków tworzących kapelę, także wyszczególnienie uroczystości sakralnych i świeckich, w których mieli obowiązek uczestniczyć, wreszcie – cennik świadczonych przez nich usług.
Dzieje zespołu nie są jednak w pełni znane. Wiadomo jednakże, że wśród jego członków był  przedstawiciel rodu Grobliczów, najsłynniejszej rodziny polskich lutników oraz że orkiestra miała trzy okresy działalnościn, no i że koncertowała łącznie ponad 100 lat. Związana nierozerwalnie z kolegiatą farną. Prawdopodobnie przestała istnieć wtedy, gdy w 1773 r. wywołany uderzeniem pioruna pożar doszczętnie strawił świątynię.  Zachował się ryciny pokazujące zgliszcza kościoła, natomiast historię zespołu odtwarza się ze spisu jej instrumentów i nielicznych zapisów nutowych utworów wtedy wykonywanych.

Główną ideą tej wyjątkowej wystawy – mówiła dr Alina Mądry – jest zaprezentowanie barokowego instrumentarium, na przykładzie dwóch wybitnych zespołów muzycznych tego czasu – kapeli klasztoru OO. Paulinów na Jasnej Górze oraz poznańskiej kapeli Kościoła Św. Marii Magdaleny.
Ta wystawa zresztą będzie następnie od maja 2013 r. udostępniona przybywającym na Jasną Górę, w miejsce dla niej najbardziej naturalne – relacjonowała kuratorka już na wernisażu licznym bardzo mimo przedsylwestrowego, albo z powodu przedsylwestrowego napięcia.
W tym samum momencie podszedł do mnie stały bywalec muzealnych przestrzeni zagadując o katalog i wspominając nieco już odległe swoje dzieciństwo u podnóża jasnogórskiego klasztoru. Wie pani jak to brzmiało, gdy tak – pokazywał na kotły – nagle w klasztorze gruchnęło ?!
Krążyliśmy jeszcze przez dłuższą chwilę pomiędzy gablotami (ale to chyba złe określenie, bowiem obecne ekspozycje stanowią estetyczne lekkie zabudowy punktowo podświetlone – koszmar dla fotoreporterów! – dające ogląd całości w tym przypadku instrumentów i złudzenia niemal ich dotykania) ze skrzypcami m.in. słynnego Marcina Groblicza, fletami i obojami, rożkami i trąbkami (niektóre wspaniale zdobione!), pomiędzy waltorniami oraz
pozytywem szkatulnym z XVII wieku i wiek młodszymi wiolonczelami.
Zapisów nutowych odczytać nie potrafię, ale podziwiam kaligrafię oraz precyzyjnie opracowany statut kapeli. To niebywała wyprawa w przeszłość.

W katalogu czytam: W osiemnastowiecznej Polsce rządzonej przez Sasów oraz Stanisława Augusta Poniatowskiego, na dworach nie było sprzyjających warunków do rozwoju polskiej muzyki. Władcy preferowali kompozytorów francuskich, włoskich lub z racji pochodzenia niemieckich. Podobne tendencje muzyczne, choć w mniejszym stopniu, były zauważalne na dworach magnackich. Miejscami, które sprzyjały polskiej twórczości lokalnej były ośrodki (jeszcze raz powraca ów moment – GB) kościelne – zarówno zakonne jak i diecezjalne. […] Tego typu zespołów muzycznych na terenie XVIII-wiecznej Rzeczpospolitej było bardzo dużo. Do najbardziej znaczących, jak nie najważniejszej w tym czasie, należała (właśnie – GB) kapela klasztoru OO. Paulinów na Jasnej Górze. […] Zachowane rękopisy i druki muzyczne potwierdzają jej znaczenie nie tylko dla życia muzycznego parafii, ale i całego miasta. Muzycy swoją pracą służyli Kościołowi i mieszkańcom danego ośrodka współtworząc jednocześnie kulturę muzyczną całej XVIII-wiecznej Rzeczpospolitej.

Wystawę inaugurował koncert zespołu „Sine Pulvere” z Holandii, grający – zgodnie z przynależną ich instrumentarium praktyką wykonawczą – muzykę właśnie z zachowanego repertuaru obu kapel. Bo pasją członków „Sine Pulvere” jest nieustające rozwijanie ruchu muzyki dawnej. Szczególnie jest to istotne obecnie – podkreślają – gdyż w ostatnich kilku dekadach nie trudno zauważyć pewne wyhamowanie w zakresie wykonawstwa muzyki dawnej. – Jak więc widać ich spostrzeżenia i odczucia różnią się nieco z obserwacją kuratorów wystawy, ale może jest to związane ze specyfiką upodobań na terenie danego kraju… Potwierdzeniem słów kuratorów były zapewne frekwencje i żarliwość odbioru muzyki „Sine Pulvere” przez poznańskich melomanów.
Ja udałam się na ich koncert sylwestrowy w Muzeum Instrumentów.
I był to na swój sposób brawurowy wieczór. Mimo skromnych, a właściwie trudnych warunków koncertowych salki na poddaszu narożnej kamienicy ul. Woźnej i Starego Rynku.
Muzycy „Sine Pulvere”: Mike Diprose – trąbka naturalna, Lucas van Helsdingen – obój, oboe di selva & sopranowe chalumeau, Christopher Colin – obój & oboe di selva, Stephen Freeman – skrzypce & altówka, Margreet van der Heyden – skrzypce & altówka, Gesina Leidmeier – violone, Alice Humbert – klawesyn – dosłownie porwali publiczność. Zwłaszcza w finale. Ale o tym za moment.

Zespół swoje decyzje odnośnie użytych instrumentów i interpretacji opiera na dostępnych historycznych świadectwach danej epoki, niezależnie od nakładu pracy potrzebnej do urzeczywistnienia ich w praktyce wykonawczej. Członkowie zespołu od kilku lat albo sami budowali instrumenty lub pracowali wraz z ich budowniczymi prowadząc zarazem własne badania, których wyniki wdrażali w nieustającym procesie odkrywania i eksperymentowania. Wielu muzyków zespołu było zaangażowanych w 10-letni projekt fundowany przez publiczność (sic!), a realizowany przez Barokensemble De Swaen w Holandii. W ramach tej inicjatywy organizowane były roczne cykle koncertów oddające muzykę XVIII wieku w bezkompromisowy sposób, aby przekonać i siebie – mówią członkowie zespołu – i słuchaczy – jak mogła ona brzmieć na  instrumentach ówcześnie dostępnych. Perspektywa historyczna tego projektu obejmowała takie aspekty jak: użycie odpowiednich strun, smyczków, obojów, stroików, naturalnych instrumentów dętych (trąbki i rogi), systemu strojenia, kalikowanych organów, technik śpiewu, muzycznej edukacji w XVIII wieku, stylów oraz afektów i figur retorycznych, przy których użyciu tamta muzyka była tworzona. 

To wszystko zaprezentowali również nam, m.in. w utworach tak Gillesa Binchoisa (ok. 1400 –1460), czy Johanna Jacoba Frobergera (1616-1667) i Arcangelo Corelliego (1663-1713), jak i Georga Friedricha Hädla (1685-1759), Georga Phillippa Telemanna (1681-1767) i Johanna Friedricha Fascha (1688-1758). Radośnie ! Emanowało bowiem z nich zadowolenie z koncertu. A brawa narastały, by w tajemniczo – nazwanym niespodzianką – finale dosłownie eksplodować.
Mike Diprose nuta po nucie wprowadzał słuchaczy w historię ich zabarwień, nut nakazywanych i zakazywanych, rozrastających się, dopełniających, wymykających, tworzących coraz to inne konfiguracje. Słowo ilustrowały fragmenty muzyczne. Aż tu nagle, po pierwszych dźwiękach właśnie utworu-niespodzianki sala rozbrzmiała gromkim śpiewem: Chwała na wysokości, chwała na wysokości, a pokój na ziemi …; przechwyciła niespodziankę … Muzyków starali się dotrzymać jest narzuconego im rytmu. Nie zawiedli.

 

Grażyna Banaszkiewicz
(zdjęcia autorki)

PS – Warto jeszcze dopisać, że Muzeum Narodowe cały czas się przeobraża, i – mówiąc żartobliwie, jakkolwiek także poważnie – stało się Muzeum mobilnym.
Jeszcze w grudniu 2012 r. przygotowano wernisaż w Galerii Malarstwa i Rzeźby. Powodem ponownego otwarcia Galerii stało się jej przearanżowanie, gdyż znalazły się tu na czasowy pobyt dzieła z remontowanej Galerii Rogalińskiej, ponadto w stałej ekspozycji pojawiły się nowe, nie eksponowane dotąd prace. Galeria została także wyposażona w medialne informatory i pismem bruegla noty o poszczególnych obrazach teraz dostępne i dla niewidomych.
Od października 2012 r. obrazy z kolekcji Muzeum Narodowego w Poznaniu na rok zawisły w korytarzach Pałacu Potockich przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, tj. w siedzibie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w ramach trzeciej już tan prezentacji kolekcji polskich muzeów. Wcześniej eksponowano w MKiDN dzieła z Muzeum Narodowego we Wrocławiu, a potem Muzeum Narodowego w Krakowie.
Od marca 2013 r. część obrazów z kolekcji poznańskiego Muzeum Narodowego będzie zdobiło wnętrza Pałacu Prezydenckiego, po drugiej stronie tego samego odcinka ul. Krakowskie Przedmieście w samym centrum Warszawy.
Natomiast w maju 2013 r. – jak już wyżej wspomniałam – na Jasną Górę pojedzie relacjonowana tu wystawa „W służbie sacrum…”. (gb)

W służbie sacrum. Z kultury muzycznej Jasnej Góry i Poznania w XVIII wieku”.
Muzeum Narodowe w Poznaniu, Galeria Malarstwa i Rzeźby
30 grudnia 2012 – 10 marca 2013
Współorganizacja:
Klasztor O.O. Paulinów na Jasnej Górze
Archiwum Archidiecezjalne
Patronat honorowy – Arcybiskup Stanisław Gądecki
Kuratorzy: Patryk Frankowski i  Alina Mądry


Autor: naturalnie