Dla elit
Miarka losu

O tym co najważniejsze najczęściej trudno bardzo jest mówić. Dławią nas nasze doznania, przeżycia, zwłaszcza te najdotkliwsze, niezawinione, albo właśnie – zawinione.
Nawet teraz, gdy wydaje się, że już wszystko z ludzkiego wnętrza – przepraszam za dosadność: wybebeszono. A jednak nie.
Człowiek o szczególnej wrażliwości, kulturze, refleksyjności zawsze będzie do bólu samotny.
Wtedy może zrodzić się to, co nas do głebi porusza, z czym się utożsamiamy, co jest miarką ludzkiego losu – szczególny kod w sztuce, w tym także, może nawet najczęściej, w poezji.
W wierszach, bywa, otwierają się obszary opisu tego, czego (wypowiada to np. jeden z bohaterów kina w filmie „Przypadek” Krzysztofa Kieślowskiego ) – nigdy nikomu, także osobie w naszym odczuciu najbliższej, nie powiemy.
Krzysztof mówił, obronnie?: Coś przecież trzeba zachować dla siebie. Jednocześnie myślę mocno odsłonił się w swoich filmach.
Krystyna Rodowska w moim ulubionym jej wierszu (powrócę tu jeszcze do niego) pisze: „W ich skórze są powiększone ziarna / wszystkich tajemnic”.
Tak, nawet gdy jesteśmy bardzo blisko siebie, nie przenikamy siebie wzajemnie.
Ot, boska przewrotność. Lub – perfekcyjność. Przecież żadne DNA nie zawiera kodu naszych najgłębszych tajemnic.
Czasami zawiera je właśnie sztuka. Wtedy nas dla nas samych otwiera, prowokuje do milczenia, prowokuje do wewnętrznych pytań.
Jest coś takiego w niektórych wierszach Krystyny Rodowskiej. I cieszę się, że znalazły się one w wydanym właśnie autorskim wyborze „Wiersze przesiane, 1968-2011”, a więc wyborze obejmującym tomiki: „Gesty na śniegu”, „Stan posiadania”, „Nuta przeciw nucie”. „Szelest, półmrok, sens”, „Na dole płomień”, „Bliżej nagości”.
By encyklopedycznie przybliżyć sylwetkę poetki, translatora (tłumaczyła i tłumaczy, publikowała i publikuje, w edycjach książkowych i na łamach pism literackich, utwory m.in. Jorge Luisa Borgesa, Vicente Huidobro, Octavio Paza, Pablo Nerudy, Roberto Juarroza, Jules Laforgue’a, Paula Eluarda, André Bretona, Philippe Jaccotteta, Bernarda Noëla, Jacques’a Roubaud, Kateba Yacine’a, Gastona Miron, Vicente Aleixandre, Federico Garcii Lorki, Jorge Guilléna, Luisa Camoensa. Na łamach „Literatury na świecie” opublikowała fragmenty nowego przekładu I tomu dzieła Marcela Prousta „W poszukiwaniu straconego czasu”); sylwetkę eseistki, krytyka literatury, muszę przypomnieć, iż pochodzi ze Lwowa (ur. 1937), jest absolwentką filologii romańskiej Uniwersytetu Warszawskiego, współpracuje z pismem „Literatura na świecie” od początku jego istnienia, a w latach 1979 – 1993 była etatowym redaktorem w dziale hiszpańskojęzycznym. Jest laureatką nagród tegoż miesięcznika (1991) za przekłady poezji latynoamerykańskiej oraz (1996) za przekład powieści Jeana Geneta „Ceremonie żałobne”. W 2005 r. została laureatką nagrody ZAIKS-u za wybitne osiągnięcia w zakresie przekładów z literatur: francusko i hiszpańskojęzycznych.
Przywołuję, podkreślam tu jej pracę również nad przekładami, ponieważ nie pozostaje ona bez znaczenia dla Krystyny Rodowskiej w postrzeganiu, odczuwaniu, formułowaniu własnego miejsca tak w życiu, jak i w literaturze. Krystyna – pozwolę sobie na bezpośredniość, nie ukrywając naszej zażyłości, jako że poznałyśmy się w połowie lat 70., w redakcji magazynu Ilustrowanego „Tydzień”, w którym uzyskując (ku zawiści szefów – odsłonię to po latach!) liczne zagraniczne stypendia, pomieszczała swoje reportaże literackie z Francji, z Hiszpanii, z Meksyku – żyje poza często pisarzy właśnie ograniczającą granicą.
Granicą języka. Ona swobodnie porusza się w języku kultury śródziemnomorskiej, kultury iberoamerykańskiej, przez to również w obyczajowości, kulturze, różnych obszarów. To wielkie bogactwo. To bezcenna wolność.
Dlatego mogła pełnie, wielowarstwowo napisać chociażby „De profundis”:

biją dzwony
monotonne przewiewne wołanie
o udział w wieczności

w świątyni bez murów bez dogmatów
całej z oddechu galaktyk

wołam więc Jesteś

(czerwiec 1995)

Fascynowała mnie i fascynuje jej zmysłowość. Żyje na nieprzeciętnym diapazonie.
Chłonie życie z niewyczerpującą się jego ciekawością, miłością, gotowością przyjmowania i bólu, porażek, rozstań.

„Czyhanie na epifanie”

światło mówi przez sen
przez zaćmę na oku
mgła przerywa zdanie

nie czyhaj na epifanie

w blasku oczywistości
nagłym
twoje ja się rozpuszcza

kropla na liściu
świeci

Ma w sobie spore pokłady egocentryzmu, równoważone oczywistym dla niej uczuciem przyjaźni. Tak, to mnie zdumiewa. Bo za mocno tutaj ciągle jeszcze tkwię na gruncie naszego zawistnego piekiełka. Krystyna (świadoma swoich możliwości, własnego „ja”) mówi o ludziach dobrze (postawa osób poza wszelkimi granicami!), jest na tym globie jedną z nas, przy czym jest – „bakterią myślącą wśród zębów wszechświata” (z „Rozmyślania przy myciu zębów”), „Człowiekiem z szelestu”:

nie byłam i nie będę
z żelaza
tym bardziej z marmuru

za twarde
za dostojne tworzywo
dla mnie – (wciąż jeszcze) żywej

szeleszczącej spódnicą
i rzadziej – papierem

którego może nie ciśnie do kosza
kilkunastu (kilkudziesięciu ?) czytaczy
wierszy rozsianych po drodze

jestem
z tego szelestu

(17 kwietnia 2010)

Brnę prze wiersze Krystyny niczym przez dziko zarosły las dający gęstwinę doznań, za którymi idą przemyślenia, samorefleksje o uwarunkowaniu i nieprzekraczalności płci, o dziecku, tym które wydajemy na świat i tym pozostającym we własnej osobie w nas, nawet gdy matka nie głaskała naszej główki, o korzeniach, których nie wykarczujemy, nawet jeżeli ze Lwowa (Ryszard Kapuściński napisałby – z Pińska), dane nam będzie objechać cały świat, o niepoznawalnym („Wąż pytajnika”), jako największym wyzwaniu dla wychowanych w tradycji stawiania sobie pytań; o – niespełnieniu… Krystyna jest jak „Recydywista”:

niespełnienie sprawia
że wiersz póki żyje wymyka się
z formy

i od nowa próbuje
uwolniony od krępujących go więzów
od początku i zakończenia
od tyranii rytmu i składni
doświadczyć tego czego dotąd
sam w sobie nie rozpoznał

lecz niespełnienie sprawia
że niedościgły zamyka się na klucz
w kolejnej formie

i od nowa próbuje

Każdy wiersz jest miarką jej losu. (?…)
Obiecałam powrót do ulubionego wiersza. Zatem:

Ruchome piaski*

Zasypani powracają do tego co najbliższe
Ich słuch jest wynikiem przesypywania się piasku
w przeźroczystych klepsydrach ciał
Miarka piasku, miarka losu
Ich źrenice są otwarte i czarne
jak obojętność wody pozostałej na dnie
W języku silnych tutaj: pij zabij !
Po sznurowanej drabinie wyobraźni
Wspina się z dołu tylko śmiech

W ich słonej skórze są powiększone ziarna
wszystkich tajemnic
ławice snu przejęte koralowym dreszczem
wilgotne pnie dotyku z bolesnym nacięciem

Nad głową ptak się waży jeszcze nie nazwany
Zasypani powracają do tego co najdalsze
bo nie wiedzą że piekłem jest właśnie ucieczka

*z inspiracji filmem „Kobieta z wydm” (na podstawie – dop. GB – powieści Abe Kobo „Kobieta z wydm”, książki na mojej półce szczególnej, niedawno ponownie oprawionej…)

Oto moje zadzierzgnięcie z poezją Krystyny.

Pisząc słowo odautorskie do omawianego tu wyboru jej wierszy, Krystyna Rodowska przypomniała: „A dalej już musisz pływać sama !” – oświadczył Stanisław Grochowiak po ukazaniu się mojego książkowego debiutu wiosną 1968 roku.
Podjęła to wyzwanie, które najtrafniej, moim zdaniem, w eseju „Podsycanie ognia” rekapituluje Rafał Różany („Nowiny Rzeszowskie”, 22.01.1995) pisząc: „Ta jest poezja znosi granice pomiędzy teraźniejszym a byłym, między cielesnością a duchowością. Jednego nie zna: chłodu, letniości. Za księgą I-Cing powtarza, że „ważne jest tylko podsycanie ognia”.”

Grażyna Banaszkiewicz

Krystyna Rodowska
WIERSZE PRZESIANE, 1968-2011
Projekt okładki i grafiki
Henryk Waniek
Wydawca
Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu
Rzeszów 2012


Autor: naturalnie